 |
Romanowowie Forum o rosyjskiej dynastii panującej 1613-1917
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Magduszka
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
Dołączył: 06 Wrz 2011
Posty: 1245
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 12:28, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
ok, zatem oto i ono:
„Wspomnienia ze służby u cara”
- W dniu, w którym narodził się carewicz Aleksy, miałam osiem lat. Całkiem nieźle pamiętam to wydarzenie. Co się wtedy działo! W ciepły, słoneczny dzień, po skończonej pracy na polu, wracaliśmy do domu na obiad. Usłyszeliśmy dzwony. Zdziwiło mnie to. W powszedni dzień? – pomyślałam. Żadnego święta wówczas nie było. Zastanawialiśmy się, co się mogło stać. Aż tu nagle batiuszka na wieczornym nabożeństwie obwieścił nam tę radosną nowinę.
Gdy wróciliśmy do domu, brat matki, Misza, wyciągnął wódkę i ogórki. Dorośli pili, ale nam, dzieciom, nie wolno było. Wznoszono toasty za zdrowie młodego carewicza i wielka radość wówczas nastała, oj, wielka. Działo się to w roku tysiąc dziewięćset czwartym.
A potem przyszły lata rewolucji i tej durnej japońskiej wojny. Co ja gadam, ona się zaczęła w roku, w którym przyszedł na świat nasz kochany carewicz! Car – batiuszka nie pokazał się w Białowieży od dziewięćset trzeciego roku. Ni raz, ech… Ale, gdy się ta zawierucha uspokoiła, wszystko wróciło do dawnego porządku i spokój nastał w wioskach, a ludność powróciła do swoich zajęć.
A w roku tysiąc dziewięćset dwunastym, na jesieni, spotkało nas wielkie szczęście. Dowiedzieliśmy się, ze nasz kochany ojczulek – car Mikołaj znów się do Białowieży wybiera. Matka powiedziała mi: ”Idź, może cię na służbę wezmą.” Moja siostra, Maria, chorowała na gruźlicę, a bracia musieli pracować na polu. Ojca, jak wiecie, nie mieliśmy. Pamiętacie, opowiadałam, jak to drzewo go w lesie przywaliło. Ja miałam trzy lata, a mój najmłodszy braciszek Janek – tylko trzy miesiące.
- Pamiętamy – odpowiedziały chórem prawnuczęta. - I co było dalej z tą służbą, babciu? – pytały, chociaż świetnie znały te historię na pamięć.
- No więc poszłam do Białowieży piechotą. Z mojej wioski Tuszemli to było z piętnaście wiorst. Zobaczyli, co potrafię; uznali, że się nadaję – wysłali do kuchni i kazali zmywać naczynia. Ja tam zawsze krzepka byłam, sprawnie mi to szło. Jedna pani coś stłukła i ją wyrzucili, zanim jeszcze rodzina carska przyjechała.
Przez moje ręce przechodziła najprawdziwsza chińska porcelana. Droga porcelana; taka, jak w ikonostasie cerkwi Mikołaja Cudotwórcy. Z tych talerzy i waz do zup jadali: kochany car – batiuszka – Mikołaj, jego małżonka caryca Aleksandra; cztery księżniczki: Olga, Tatiana, Maria i Anastazja, carewicz Aleksy i ich świta z Petersburga. Car był niewiele wyższy ode mnie, a jego żona uwielbiała buty na obcasach i eleganckie kapelusze z piórami.
Na czas ich pobytu zamieszkaliśmy w takim domku dla służby, Switnym Domem zwanym. Ja miałam w pokoju dwie koleżanki; jedna z Bud – Anuszka; starsza ode mnie o tydzień, a druga z Grudek; Zina, starsza od nas o dwa lata. Wszystkie zmywałyśmy i pomagałyśmy w kuchni. Pani Olga, nasza główna kucharka, z wielkimi, czerwonymi policzkami, machała na nas ścierką i wygadywała najgorsze rzeczy, gdy coś przeskrobałyśmy. Często podnosiła głos, ale cara całowała po rękach. Pomocnicy kuchenni czasami nam pomagali.
Cała nasza służba trwała nie więcej niż dwa tygodnie. Car Mikołaj polował na żubry, a młody carewicz szybko się uczył. W parku jest nawet miejsce, gdzie Aloszka upolował swojego pierwszego zająca. Olga, szefowa kuchni, kazała zrobić z niego pasztet. Nie mogliśmy go spróbować, ale cała rodzina carska go zachwalała.
Dzieci zwykle bawiły się w ogrodzie ale, jeśli był czas, rozmawiały z nami. Anaszka opowiadała mi o swoim pałacu w Petersburgu, o zwierzętach, jakie mają i o zameczku na Krymie, gdzie cała rodzina co roku odpoczywa. Wspominała nawet o słoniu, którego dostali od króla Syjamu. Trzeba wam wiedzieć, że dzieci musiały się bardzo pilnować i nie miały pełnej swobody, takiej, jak wy, bo wtedy już nastały czasy, kiedy ważni ludzie ginęli w zamachach.
Carewicz często bawił się ze swoją najmłodszą siostrą. Pamiętam, jak się przewrócił i uderzył kolanem o ziemię. Moi bracia od razu by wstali i się podnieśli – kto się tam krwią czy zadrapaniem przejmuje. A on w płacz; ten jego asystent; jak mu było… ukraińskie nazwisko… - Dieriewienko zaniósł go do pałacu i wezwali lekarza. Niepojęte to dla mnie było. Dopiero wiele lat po jego śmierci dowiedziałam się, że miał w sobie jakąś chorobę krwi, przez co musieli wzywać do pałacu tego całego Rasputina; wiecie, tego brodatego, brzydkiego, co straszył.
A Masza, trzecia córka carskiej pary, często z nami rozmawiała. Pytała nas o życie codzienne; czym się zajmujemy; jak świętujemy różne uroczystości. Gdy opowiadaliśmy o Kupale i Małance; cała trójka najmłodszych carskich dzieci siedziała i wpatrywała się w nas błękitnymi oczami, okrągłymi jak spodeczki. Dobre to były dzieci. Oleńka – rok starsza ode mnie, a Tania – rok młodsza. Msza byłą w wieku mojego najmłodszego brata, Janka, co zginął na wojnie. Ona urodzona w czerwcu, on – w marcu.
A kiedyś, jednego razu, gdy już wiedzieli, że pora im się zbierać i, że pojadą dalej, do Spały, do pałacu, przynieśli nam takie ludziki zrobione z żołędzi, kasztanów, zapałek i kolorowych liści. Zaśpiewali nam jeszcze „Mnogaja lieta”. Olga i Tatiana już były starsze i miały trochę inne zajęcia, ale i one przyszły się z nami pożegnać. A śpiewały najpiękniej z całego rodzeństwa. Muzykalni ludzie, daję słowo. Mojego ludzika zabrałam potem do domu, ale moi durni bracia: Hawryło i Matwiej, zniszczyli mi go. Ech…
A niedziele caryca nakładała na głowę chustę, ubierała się odświętnie i prowadziła swojego męża do cerkwi. Uwierzycie – to ona była głową tej rodziny. Wchodziliśmy do pięknej, białowieskiej świątyni i przyklękaliśmy na kolana przed majestatem cara – batiuszki, który w skupieniu i ciszy kłaniał się Stwórcy. Święty człowiek, święty.
W dzień pożegnania polało się wiele łez. Stanęłyśmy przed nim w szeregu: ja, jasnowłosa Niusza i czarnowłosa Zinaczka; każda z nas w swoim mundurku. Wszystkie dygnęłyśmy przed carem – batiuszką. Podeszła pierwsza. Car Mikołaj pamiętał, że nazywam się Helena Józefowicz, ze pochodzę z Tuszemli, że matka pracuje na roli, a ojciec od dawna nie żyje. Podziękował mi za wzorową służbę; życzył wszystkiego dobrego i wręczył mi swoje zdjęcie. Z całą rodziną. Takie maleńkie, oprawione w ramkę, z carskim podpisem. Mam je do dzisiaj; jak wiecie.
Gdy pożegnał się ze wszystkimi, wyjechał do Spały. Więcej go nie zobaczyłam. My rozeszliśmy się do domów. Na miejscu pozostało kilka osób, w tym kucharka Olga. Ona pochodziła z Białowieży. W nagrodę dostałam trzysta rubli carskich. Nie wydaliśmy tego od razu. Gdy przyszła wojna, matka poleciła nam zakopać to na polu, pod wielkim dębem. Tak zrobiliśmy. Tułaliśmy się po świecie; takie to były nasze losy. Gdy wróciliśmy, bez dwóch braci i siostry, przypomnieliśmy sobie o tych carskich rublach. Matka, którą wojna mocno zniszczyła, z trudem wykopała łopatą dzbanek z ukrytym skarbem. Wszyscy płakaliśmy ze wzruszenia, że Niemcy tego nie znaleźli. Car – batiuszka czuwał nad nami. Oj, przydały się w tych ciężkich czasach międzywojnia…
A mówienie o carze było niemiłe panom z Polski, którzy do Białowieży przyjeżdżali. Wiadomo – wróg i zaborca. Tośmy milczeli, ale pamięć i tak przetrwała. Po drugiej wojnie, gdym wyjechała z moim ślubnym do jego wioski, za Hajnówkę i zostawiłam groby rodziców i dziadków po drugiej stronie granicy; też nie wolno było wspominać. Komuniści nie pozwalali. Wreszcie wyszło na jaw, jak okrutną śmiercią zginął nasz kochany car – batiuszka, jego żona i dzieci. Myślałam, ze chociaż Anaszka się uratuje, ale nic z tego. I kończę na dziś, moje dzieci; tę opowieść. Następnym razem będzie o tym, jak spotkałam córki cara w Moskwie i, jak car sam, w czasie wojny, przyjechał do Białowieży. O tym to mi już kucharka Olga mówiła.
Żywiołowa i krzepka babcia Helena podniosła się z krzesła i poszła rozprostować kości. A prawnuki raz po raz zamykały oczy i widziały… Puszcza Białowieska, Pałac i park… Switnyj Dom; a w nim gwar, rozbiegane pokojówki w mundurkach, oficerowie Ochrany… Caryca na spacerze z którąś z dam dworu… Car i carewicz udający się na polowanie. Księżniczki w prostych sukienkach, pomagające służbie. Cerkiew, proboszcz i wielki szacunek białoruskich chłopów do swego ukochanego cara – batiuszki…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Julianna
Agent Ochrany
Dołączył: 04 Wrz 2011
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Czw 12:48, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Łaaaał, no ja jestem pod wrażeniem Pomysł, żeby napisać coś o Romanowach, ale w zasadzie bez Romanowów w roli głównej jest genialny Prosty, ale genialny Jeszcze nie mieliśmy u nas takiego opowiadania chyba nigdy Pumo, gratulacje I wiesz, jak kiedyś będziesz mieć bez okazji jakiś pomysł na opowiadanie, to pisz Ależ my mamy talenty na forum, no proszę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
olgasza
Administrator
Dołączył: 28 Sie 2011
Posty: 5477
Przeczytał: 52 tematy
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wielkopolska
|
Wysłany: Czw 12:53, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Jedyne w swoim rodzaju i na swój sposób genialne - brawo Puma!
No i oby takich opowiadań było jak najwięcej, żeby było mnóstwo do czytania i dużo radości z pisaniem, jak kiedyś
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
puma.domowa
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 1246
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska
|
Wysłany: Czw 18:36, 08 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Ach, mój Boże; dziewczyny, strasznie, strasznie miło czytać takie ciepłe słowa. Komplementy mobilizują do dalszej pracy
Cieszę się, że Wam się podobało - napisałam je prostym językiem, bo narratorka to staruteńka babuleńka, prosta kobiecinka Żałuję, że nie przekazałam śpiewnego akcentu, który tak lubię, ale może przy innej okazji się uda
Ha, jak na razie; mam trochę pisania, z którego żyję i własną pracę magisterską, więc na pewno przed grudniem nic nowego nie stworzę, ale czasami Natchnienie mnie nawiedza
Post został pochwalony 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
olgasza
Administrator
Dołączył: 28 Sie 2011
Posty: 5477
Przeczytał: 52 tematy
Pomógł: 59 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wielkopolska
|
Wysłany: Pią 12:11, 09 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Puma, jak nie przed grudniem, to może w grudniu się uda? jako że jest na tym forum coś w rodzaju tradycji pisania świątecznych opowiadań, niekoniecznie nawet o Romanowach
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
puma.domowa
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 1246
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska
|
Wysłany: Pią 16:17, 09 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Ojj, ja bardzo nie lubię Bożego Narodzenia (w powodów czysto rodzinnych); wolę Wielkanoc albo Wszystkich Świętych), ale zobaczymy, zobaczymy. Widziałam, czytałam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Justyna
Na służbie u Ich Cesarskich Wysokości
Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 9:16, 11 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Jestem pod wrażeniem Puma, brawo! Strasznie mi się podobało-niemalże mogłam usłyszeć jak babcia opowiada swoim wnukom o carskiej rodzinie... Mam nadzieję, że będziesz miała czas i wenę by pisać więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|